13 stycznia 2013

O3.Rozdział


       " Gdyby nie było cierpienia, człowiek nie znałby swych granic,
 nie znałby siebie. "

           Otworzyłem powoli oczy po czym zamrugałem kilkakrotnie pozwalając przyzwyczaić się im do wpadającego światła. Przekręciłem głowę w bok i ujrzałem piękny uśmiech Elizabeth, mimowolnie odwzajemniłem go.
- Jaki list? - zapytała lekko zachrypniętym głosem mrużąc delikatnie powieki.
Nie spodziewałem się, że zwykłe dwa słowa zadziałają co najmniej jak porządne trzy kawy. Zamarłem. Miałem wrażenie, że ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody.
- Słucham? - wydukałem z trudem.
- Mówiłeś o liście przez sen. Jestem zwyczajnie ciekawa. - zaśmiała się lekko, a ja poczułem jak wielki głaz spada z mojego serca i roztrzaskuje się na miliony mikro kawałeczków. Odetchnąłem z ulgą i przybrałem obojętny wyraz twarzy.
- Nie pamiętam co mi się śniło. - odpowiedziałem, nie koniecznie zgodnie z prawdą bo niby co miałbym powiedzieć : Co noc nawiedza mnie w snach moja była dziewczyna i mówi o jakimś liście. Może chcesz kawy?  Skarciłem siebie w myślach, że nawet tak pomyślałem, ona nie wie o April i niech tak zostanie. Nie chodzi o to, że jej nie ufam, po prostu część mnie nie chce by Liz wiedziała.


- Na pewno wszystko zabrałeś? - usłyszałem po raz kolejny.
- Tak. - uśmiechnąłem się blado i ucałowałem małżonkę w czoło. Puściłem Danielle oczko i wyszedł z domu. kierując się wprost do samochodu, w którym czekał Liam.
- Cześć stary. - zaśmiał się - Skłamałbym gdybym powiedział, że nie tęskniłem. - dodał.
Uniosłem kąciki ust do góry kładąc na tylnym siedzeniu podręczną torbę i przywitałem się z Payn'em.
- Jak wakacje na Hawajach? - zapytałem przypominając sobie, że tam właśnie Daddy zabrał brunetkę.
- Było cudownie, to jest magiczne miejsce i jeszcze te wspaniałe widoki. Danielle do tej pory jest zachwycona. - wytłumaczył odpalając silnik samochodu. - A co u Elizabeth? - zapytał nagle.
- Wszystko w porządku. - powiedziałem pewnie zapinając pas bezpieczeństwa.
- A z tobą? - zapytał cicho. Bardzo dobrze wiedziałem o co mu chodzi, ale nie znałem odpowiedzi na zadane przez niego pytanie. - Lou mi powiedział. - dodał widząc grymas wymalowany na mojej zmęczonej twarzy. Nie gniewałem się na Tomlinsona, w sumie to nawet cieszyłem się, że mu powiedział. Przemilczałem całą jazdę do domu Payn'a, on zrozumiał wiec też już nic nie mówił. W spokoju dojechaliśmy do celu.
- Harry zaraz przyjedzie. - powiedział Liam otwierając drzwi do domu. Już w holu usłyszałem stłumione śmiechy Niall'a i Louis'a dobiegające z salonu. Mimowolnie i moje usta wykrzywiły się w uśmiechu. Tęskniłem za nimi, każdy z nas wyjechał gdzieś na wakacje i nie mieliśmy okazji spędzić wspólnie czasu. Brakowało mi ich towarzystwa i dopiero teraz to sobie w pełni uświadomiłem.
- Zayn. - wykrzyknął Horan kierując się w naszą stronę - Kope lat. - zaśmiał się ściskając mnie delikatnie, zaraz za nim pojawił się też Lou i bezdźwięcznie powiedział hej uśmiechając się przy tym wesoło.



- Czyli twierdzisz, że April śni Ci się cały czas? - zapytał Liam analizując każde słowo, które wypowiedziałem.
- To nie jest zwykły sen. Wiem, ze to dziwnie zabrzmi ale ona tak jakby nawiedza mnie jako duch, tylko robi to kiedy śpię. - wydukałem z trudem sklejając zdanie - Ona płacze i krzyczy coś czego nie mogę zrozumieć, a kiedy słowa stają się wyraźne .. - przełknąłem głośno ślinę - znika. Coś lub ktoś po prosu zabiera ją ode mnie zadając ból. Wiem to bo za każdym razem wykrzywia się z cierpienia, staje się taka nieobecna. Wystarczy, że mrugnę, a jej już nie ma. To jest straszne. - powiedziałem starając się opanować przyspieszone bicie mojego serca. Miałem wrażenie, że dudni w głębi mnie tak głośno i mocno iż chłopcy je słyszą.
- Współczuje Ci stary. - podsumował Harry. - Pomyśl może powiedziała coś ważnego.
- List. - wyszeptałem zdając sobie sprawę, że przytłoczony wyobrażaniem sobie koszmarów z April zapomniałem o najważniejszym. - List. - powtórzyłem równie cicho gapiąc się w jeden punkt na ścianie.
- List? - powtórzył wyraźnie Niall.
- Tak. - wydukałem. - Powiedziała, list. - przetarłem mokre oczy rękami.
W pokoju zapanowała głucha cisza. Bałem się oddychać nie chcąc jej zakłócić, każdy, nawet najmniejszy gest wydawał się być tu nie na miejscu.
- Ale jaki list? - wyszeptał Louis.
Nikt nie odpowiedział, wszyscy pogrążyli się we własnych myślach. Ja również.
Tylko dlaczego ona pojawiła się w moim życiu teraz? Może nie chciałem tego. To za bardzo boli. Wspomnienia bolą. Tak bardzo ją kochałem, było to zupełnie inne uczucie niż to, którym darzę Elizabeth. Ją też kocham, wiem to, nigdy w to nie wątpiłem, ale z April łączyło mnie coś specyficznego. Wyjątkowego. Z nią czułem się jakbym latał, dziwne pojęcie, sam nie umiem tego zdefiniować, ale wtedy liczyłem się tylko ja i ona. Omijaliśmy szerokim łukiem wszelkie problemy, marząc o ukojeniu, które nigdy nie nadeszło. Wydawać by się mogło, że teraźniejszość jest moim ukojeniem, ale ja tego nie czuję. Nie bez niej.
Długo zajęło mi określenie uczuć w stosunku do Charpentier, ona walczyła, starała się zachować dystans, nie pozwalała przebić się przez barierę, którą się otoczyła, ale z upływem czasu udało mi się, wygrałem bitwę z jej nieufnością. Szczęście nie trwało długo, jak w tych wszystkich książkach o miłości, coś poszło nie tak, spieprzyło się, cholerny los nie chciał dać mi radości. Nie chciał bym żył w tym toksycznym  dla opinii publicznej związku.

Niebo okalały granatowe chmury zwiastujące deszcz, powietrze było gęste, czasami sprawiało, że kręciło mi się w głowie. Ten dzień był zakręcony, zdecydowanie należał do tych mniej normalnych niż zwykłe wtorki. Nie wiem jakim cudem ale byłem pewny, że stanie się coś dziwnego.
- Zayn, ja nie oczekuje litości. - wysyczała dając mi do zrozumienia, że ma dość naszej rozmowy. 

- Ale ja się nie lituje! - wykrzyczałem. - Zrozum mnie, otwórz się przede mną, zaufaj mi. - z każdym nowo wypowiedzianym słowem czułem jak z mojego ciała ulatnia się cała siła, ostanie słowo mówiłem już prawie szeptem.
- Nie chcę tak żyć. To, że spotykamy się jest dla wszystkich wielką sensacją. - rzuciła ostro. - Zayn Malik i jego nowa koleżanka ćpunka i alkoholiczka. - wysyczała. - Nie rozumiesz, że nie pasujesz do mojego świata tak jak i ja do twojego? Różnimy się, nic tego nie zdoła zmienić, więc lepiej zakończmy to wszystko zanim będzie za późno. 

- Przecież nie znają cię, nawet nie wiedzą, że masz problemy z narkotykami. Ochronię Cie. - powiedziałem pewniej łapiąc ją za ramiona.
- To tylko kwestia czasu. - rzekła unikając mojego wzroku, doskonale wiedziałem, że sobie nie radziła, nie lubiła mówić o problemach, uważała swoje życie za nic nie warte, a ja byłem jedyną osobą, która znała prawdę.
- Nic takiego się nie stanie. Nie mają od kogo się dowiedzieć. - wydukałem starając się brzmieć jak najbardziej przekonująco. 

- Kpisz sobie ze mnie, Zayn? - zaśmiała się szyderczo - Czy ty w ogóle siebie człowieku słyszysz!? - wykrzyknęła wściekła. - To są ludzie, którzy nie mają żadnych skrupułów, wyciągną na wierzch największe bagno w jakim kiedykolwiek byłeś zanim zdążysz wyjść do sklepu po bułki. - skomentowała. - Doskonale o tym wiesz! - wykrzyczała prosto w moją twarz.
- Nie pozwolę na to. - oburzyłem się, patrzyłem prosto w jej oczy próbując dojrzeć w nich jakiekolwiek uczucia, ale schowane one były gdzieś głęboko pod tą całą maską obojętności, którą przybierała .
- Nie masz na to żadnego wpływu. - warknęła - A teraz proszę pozwól, że zniknę z twojego życia raz na zawsze. - wysyczała i wyszła z domu trzaskając drzwiami. Stałem przez chwilę osłupiały, nie wiedziałem co się właściwie dzieje, dopiero po chwili ocknąłem się z tego cholernego transu i wybiegłem za nią. Widziałem skołowane spojrzenia chłopaków, dopiero teraz poznali małą część prawdy o April i nie mogę ukryć, że wyglądali na bardzo zszokowanych. Była ona dla nich wielką zagadką od kiedy tylko pojawiła się w moim życiu, ale właśnie dziś usłyszeli o jej problemach. Nie były to żadne spekulacje czy przypuszczenia, które miały miejsce dotychczas, słyszeli to od niej, to była prawda. 
Wybiegłem z mieszkania i ujrzałem jak dziewczyna zatrzymuje taksówkę, zacząłem biec w jej stronę i kiedy miała już wsiadać złapałam ją za rękę i przyciągnąłem mocno do siebie, bez żadnego zastanowienia wpiłem się w jej usta. To co się wtedy działo wewnątrz mnie było nie do opisania. Dziewczyna odwzajemniła pocałunek i wtedy rozpętała się prawdziwa burza. Moje uczucia dosięgnęły zenitu, jej dotyk sprawiał, że skóra drżała, a języki tańczące dziki taniec namiętności uczynił iż było to moje najbardziej erotyczne z przeżyć. Nie mam pojęcia jak to zrobiła, ale sam fakt, że dotykam wargami jej warg, obejmuję ją w talii i pieszczę ręką jej policzek rozpaliły we mnie pożądanie, z którym wcześniej się nie spotkałem. Byłem gotów kochać się z nią choćby na ulicy. W tamtej chwili oddychanie stało się zbędną czynnością i gdyby nie to, że musiałem zaczerpnąć powietrza nie przerwałbym tego pocałunku. Brunetka patrzyła na mnie nieobecnym wzrokiem lecz po chwili miałem wrażenie, że ktoś wylał na nią kubeł zimnej wody bo spojrzała na mnie ze złością wymalowaną na twarzy i bez słowa spoliczkowała. Złapałem się za bolący policzek i widząc jak dziewczyna odwraca się na pięcie i jedną nogą jest już w taksówce straciłem wszelką nadzieję na to iż jej serce pokocha mnie choćby w połowie mocno co ja ją. Jakaś magiczna siła sprawiła, że jednak nie wsiadła do pojazdu, zatrzymała się gwałtownie i po chwili zastanowienia dała znak kierowcy, że ma jechać. Patrzyłem na tą całą akcje czując, że zgłupiałem, nie miałem pojęcia co się dzieje, a ona po prostu podeszła do mnie i pogłaskała po policzku, wtedy po raz pierwszy widziałem jej łzy, maska obojętności wyparowała, a w miejsce po niej pojawiła się troska. Wtedy nie zdawałem sobie sprawy z tego, iż właśnie osiągnąłem swój cel, liczyło się jedynie to, że ona ponownie złączyła nasze usta w długim, namiętnym pocałunku.

Nie rozumiałem, cała ta chora sytuacja była dla mnie niczym puzzle, w których brakuje jednego kawałka i choćbym nie wiem jak się starał nie uda mi się ułożyć całości no bo brakuje tego nieszczęsnego, małego elementu. Okropnym było dla mnie to, że czułem się żałośnie, nie potrafiłem myśleć trzeźwo. Zbadałem wzrokiem jeszcze raz sypialnię w domu Liam'a i zamknąłem powieki, przekręcanie się z boku na bok i poprawianie poduszki nie pomagało w odpłynięciu w ramiona Morfeusza. Minęły całe wieki zanim pogrążyłem się we śnie, a dopiero wtedy zaczął się ten cały koszmar.
Otworzyłem oczy i rozejrzałem się dokładnie, znajdowałem się na jakiejś polanie pośrodku lasu. Był on barierą, niczym studnia bez dna, wiedziałem, że gdzie nie pójdę nie uda mi się stąd wyjść, czułem to. Wtedy stało się coś nieprawdopodobnego, ujrzałem ją, stała roztrzęsiona po środku wielkiej polany i patrzyła na mężczyznę naprzeciwko niej. Bała się go. On coś do niej krzyczał, a ona płakała, nie słyszałem o czym mówią, byłem niczym głuchy i wtedy wyciągnął nóż, zaczął kierować się w jej stronę, dziewczyna wpadła w panikę, zaczęła rozglądać się nerwowo. Z każdym postawionym przez niego krokiem April cofała się do tyłu, aż wreszcie zagrodził jej drogę ucieczki, była bezradna. Stał przed nią wymachując przed jej oczami nożem, zerwałem się z miejsce i zacząłem biec w ich stronę, coś skutecznie spowalniało mnie, dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że mam przykute kule ze stali do nóg. Pomimo wszystko biegłem dalej wrzeszcząc w niebo głosy z przerażenia i wtedy stało się, powiedział coś do niej by po chwili zadać pierwszy cios w klatkę piersiową, dziewczyna zsunęła się po drzewie nadal patrząc na napastnika. Usłyszałem jej ostatnie słowo, po czym on zadał kolejny cios, ostateczny. Trafił w serce. Patrzyłem jak jej oczy tracą całe życie, a ciało zalewa się krwią, podbiegłem tam, teraz nie miałem żadnej przeszkody, nic nie przykuwało mnie do ziemi. Padłem na kolana przy niej i widząc jak zbrodniarz odchodzi zacząłem przeraźliwie krzyczeć, trzymałem w ramionach jej martwe ciało i rzewnie płakałem mocząc zakrwawioną koszulę. Starałem się przywrócić jej życie, ale było za późno. Nie mogłem już nic zrobić. Ręce drżały, a w środku dosłownie umierałem. Miałem wrażenie, że milion ostrzy wbija się w moje serce. Ostatnie słowo brunetki dudniło w moich uszach.
Zayn. 

Zerwałem się z łóżka roztrzęsiony, kropelki potu spływały po mojej twarzy, zacząłem przeraźliwie krzyczeć i płakać jednocześnie. Chwila i w pokoju znaleźli się wszyscy chłopcy, zakryłem twarzy dłońmi i łkałem. Materac zapadł się i poczułem silne ramię obejmujące moje ciało.
- Nie pomogłem jej. On ją zabił. Nie umiałem sprawić by żyła. - wydukałem zanosząc się łzami, nabranie oddechu stało się teraz arce trudnym zadaniem.
- Co? - powiedział jak się nie mylę Horan, spojrzałem na nich wszystkich.
- Widziałem jej śmierć. - wyszeptałem roztrzęsiony.




~*~




Wybaczcie mi. Brak weny, brak czasu. Ale na reszcie dodałem ten trzeci rozdział i czekam na waszą opinię. Proszę bądźcie szczerzy, jeśli zwaliłam to powiedzcie, chcę znać prawdę. Jednak jeśli podoba wam się ten rozdział jak i cały blog, to proszę pomóżcie mi go rozreklamować. Byłabym bardzo wdzięczna.
Wasza Sylwia. :) xx

5 listopada 2012

O2.Rozdział

" Gdybyśmy nie tracili osób, które kochamy,
nie wiedzielibyśmy ile dla nas znaczą. "


          Po przestronnym domu rozniosło się echo pukania do drzwi, zerknąłem na Elizabeth, kobieta czytała zawzięcie jakiś artykuł w gazecie zupełnie ignorując otaczający ją świat. Ociężale podniosłem się z kanapy i ruszyłem w kierunku dochodzącego hałasu. Otworzyłem drewniane drzwi i ujrzałem pocieszną mordkę Louisa, przesunąłem się w bok pozwalając tym samym chłopakowi wejść do mieszkania.
- Coś się stało, czy tylko światło pada pod dziwnym kątem? - powiedział dokładnie przyglądając się mojej twarzy.
- Zdaje Ci się. - palnąłem bez namysłu wchodząc do salonu. Słyszałem jak Tommo tylko coś bąknął pod nosem wlekąc się tuż za mną.
- Elizabeth! - rzucił uradowany.
- Louis! - odpowiedziała mu moja małżonka uśmiechając się delikatnie.
- Jesteś jeszcze piękniejsza niż podczas naszego ostatniego spotkania. - stwierdził z podziwem siadając tuż obok niej. - A teraz powiedz co zrobiłaś z Zaynem ? - poruszył brwiami obejmując ją ramieniem.
- Dlaczego miałabym coś z nim zrobić? - rzekła zdumiona szybką zmianą wyrazu twarzy Tomlinsona.
- Kochana, przecież to widać gołym okiem. Coś z nim jest nie tak. - zaśmiał się wskazując na mnie.
- Zauważyłam, ale on nie chce ze mną rozmawiać na ' ten temat '. - burknęła podkreślając ostatnie słowa.
- Możecie skończyć? - westchnąłem zakładając bezradnie ręce na klatce piersiowej. - Przecież jest dobrze.
Louis spojrzał na mnie, później na Elizabeth, ponownie na mnie i znów na moja żonę, która po chwili zaniosła się głośnym śmiechem, tak jak i mój przyjaciel. Zmarszczyłem brwi i prychnąłem pod nosem, nie zwracając uwagi na nich ruszyłem do kuchni i upiłem łyka wody prosto z butelki. Poczułem ciepłą dłoń na ramieniu, nie musiałem się obracać, wiedziałem, że to Lou. Kiedy już na niego zerknąłem w jego oczach krył się niepokój, posłałem mu przepraszające spojrzenie i poprosiłem aby poszedł za mną. Przeszliśmy przez długi korytarz, po czy skręciliśmy w prawo, otworzyłem drzwi do gabinetu i wpuściłem tam przyjaciela. Oglądając się za siebie przekręciłem klucz w zamku, tym samym zamykając nas w moich czterech ścianach. Tommo przechodził obok półki ze zdjęciami, pamiątkami i częścią nagród jakie zdobyliśmy w przeszłości.
- Czasami za tym tęsknie. - odezwał się przyjaciel, westchnąłem głośno siadając na kanapie.
- Tak, ja też. - spuściłem wzrok na podłogę.
- Ale przecież nie o to chodzi. - skomentował obracając się w moim kierunku. - Nie to Cię trapi. - dopowiedział po chwili.
- April. - szepnąłem łamiącym się głosem chowając twarz w rękach.
Louis chyba nie takiej odpowiedzi się spodziewał, wzdrygnął się na samo wypowiedzenie przeze mnie tego imienia. Poczułem jak siada koło mnie i obejmuje lekko ramieniem.
- Zayn, przerabialiśmy to już wiele lat temu. Przecież wiesz, że ona...
- Louis ona mi się codziennie śni! Od dwóch tygodni przychodzi do mnie w nocy, płacze i krzycz coś niezrozumiałego ale, kiedy słowa stają się wyraźniejsze ja po prostu budzę się zalany potem.. Nie wiem dlaczego , przecież nigdy nic takiego się nie zdarzało.. Mam wrażenie, że ona chce mi coś przekazać ale z jakiegoś powodu nie może. - załamał mi się głos, poczułem jak po moich rozgrzanych policzkach spływają słone łzy, Tommo westchnął ciężko po czym przytulił mnie.
- Mi też jej brakuje. - szepnął prawie niesłyszalnie.
Po jego słowach coś we mnie pękło i przestałem kryć moje uczucia, wybuchnąłem płaczem wtulając się w ramie przyjaciela.
- Musze w końcu dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi. - powiedziałem pewnie - Myślę, że wtedy za szybko odpuściłem. Powinienem był zrobić coś więcej, walczyć o prawdę, a tymczasem poddałem się. - zakończyłem prawie krzycząc. Czułem, że nie zrobiłem wszystkiego, wtedy jeszcze mogłem działać, a teraz jest już za późno. Moje ciało przepełniła złość na samego siebie, bezradność niszczyła mnie od środka i najgorsze w tym wszystkim było to, że już nic nie mogłem z tym zrobić, zupełnie nic.

***

- O czym rozmawialiście z Louisem? - usłyszałem delikatni głos Elizabeth, poczułem jej ciepłe dłonie oplatające moją talie, oparła swoją głowę o moje plecy, byłem pewien, że właśnie się uśmiecha.
- Dawno nie widziałem się z chłopakami, stwierdziliśmy, że zrobimy jakiś męski wieczór czy coś, tak jak kiedyś. - uśmiechnąłem się odwracając się do niej.
- Ciesze się. - szepnęła składając czuły pocałunek na moich ustach.
Swoje dłonie ułożyłem na jej tali pogłębiając uścisk.
- Ja też. - odszepnąłem wprost do ucha ukochanej.
Kąciki jej ust uniesione były lekko do góry, a w niebieskich tęczówkach zauważyłem iskierki szczęścia, którymi obdarzała właśnie mnie. Ucałowałem jej czoło, następnie policzek , nosek i w końcu wpiłem się w usta z niezwykłą czułością i zarazem namiętnością. Tego nigdy w naszym związku nie brakowało, tej bezwarunkowej miłości, która pozwoliła nam cieszyć się każdą chwilą jaką spędziliśmy razem.
- Kocham Cię Zayn. - szepnęła wtulając się w moją klatkę piersiową. 
- Ja Ciebie też kocham. - otuliłem ją ramionami i ucałowałem delikatnie w głowę.

***

Przekręciłem się na drugi bok, próbując w końcu zasnąć, lecz upragniony Morfeusz nie chciał współpracować i tym samym skazał mnie na męczarnie. Usiadłem na łóżku starając się pozbierać myśli, czułem, że coś jest nie tak, lecz nie wiedziałem co. Zamknąłem oczy mocno zaciskając powieki, układałem wszystko w głowie lecz nie było różnicy, czułem się pogrążony w chaosie. Powoli otworzyłem powieki i momentalnie moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz co spowodowało, że nie mogłem się ruszyć, nie byłem zdolny do wykonania jakiegokolwiek ruchu, nawet tego najmniejszego.
- April.
Szepnąłem łamiącym się głosem sam do siebie widząc postać dziewczyny w rogu. Do moich oczu momentalnie napłynęły łzy, brunetka wolno podeszła do skraju łóżka i usiadła tuż na przeciwko mnie, patrzyłem w jej brązowe oczy i widziałem w nich ból, po jej policzkach płynęła słona ciesz, płakała. Widziałem, że to spotkanie sprawia jej wiele bólu, miałem wrażenie, że toczy ona właśnie jakąś bitwę ze swoimi myślami, o ile coś takiego istnieje kiedy jest się duchem. Otworzyła usta próbując wydusić z siebie jakiekolwiek słowo, ale nie szło jej to dobrze, ponieważ do moich uszu dotarł tylko cichy jęk.
- Jak mogę Ci pomóc? - powiedziałem uspokajając nieco szybkie bicie mojego serca i drżenie głosu.
Dziewczyna wybuchnęła płaczem, a ja nie wiedziałem co mam zrobić. W pewnym momencie cały pokój zaczął wirować, brunetka zaczęła krzyczeć dławiąc się własnymi łzami, próbowała coś mi pokazać jednak jej ruchy były takie gwałtowne i niezrozumiałe, że nie przedstawiały nic. Przerażony zerknąłem na Elizabeth, która jednak wydawała się nic nie słyszeć, pogrążona we śnie..
- Zayn... - usłyszałem stłumiony i cichy szept, wiedziałem do kogo należał, przestraszony spojrzałem w oczy April. - Zayn... - powtórzyła nieco głośniej. Tym razem to ja zacząłem płakać, cudownym uczuciem było ponowne usłyszenie jej melodyjnego głosu, który działał na mnie tak kojąco.
- April, kocham Cię. - powiedziałem patrząc w jej zapłakane tęczówki.
- List... - nie dane było jej dokończyć, ponieważ przez ciało dziewczyny przeszedł niepokojący dreszcz, widziałem jak to niemalże wyrywa jej wnętrzności, a ona pogrążona w ciemności stara z tym walczyć. Brunetka ostatnim tchnieniem wydała z siebie przeraźliwy krzyk po czym po prostu się rozpłynęła. Pokój przestał wirować, a ja zostałem sam, zupełnie sam wraz z moim rozdygotanym i rozgrzanym ciałem, oraz niewyobrażalnie złym uczuciem w środku swego serca..


Zerwałem się z łóżka otwierając szeroko oczy i rozglądając się uważnie po sypialni, zerknąłem na spokojnie śpiącą Elizabeth. Dotknąłem mojej rozpalonej twarzy, na której widniały kropelki potu, wytarłem je, zastanawiając się co dokładnie miało miejsce.
Sen. To był tylko sen. Zwykły cholerny sen... 
Przyłożyłem rękę do szybko bijącego serca i próbowałem się uspokoić. Lecz nie mogłem bo w mojej głowie widniał obraz pięknej brunetki z brązowymi oczami, w których krył się strach i ból. Jestem pewien, że ona chce mi co powiedzieć, wiem to, tylko co to może być. Dlaczego jest aż tak ważne, że po czterdziestu latach April odwiedza mnie w snach? Przecież po naszym rozstaniu dosłownie marzyłem, żeby tylko ona mi się śniła, lecz nigdy moje prośby nie zostały spełnione. Przez tych kilkadziesiąt lat ona nie śniła mi się w ogóle aż do teraz.
To nie są zwyczajne sny...
List...
Zastanawiałem się o jaki list mogło jej chodzić, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Nigdy nie dostałem od niej żadnego listu, tym bardziej nigdy z jej ust nie słyszałem nic o jakimkolwiek liście, więc jaki to ma sens?
Dlaczego to wszystko musi być tak skomplikowane? Czy życie nie mogłoby być tak proste na jakie wygląda? Przecież to nie jest aż tak wiele, nic by się nikomu nie stało gdyby na świecie było mniej zmartwień.
Ułożyłem się wygodnie na łóżku i próbowałem zasnąć z nadzieją, że ona przyśni mi się ponownie i powie coś więcej, coś co mogło by mi pomóc w tej cholernej zagadce, którą za oczekiwaniami miałbym rozwiązać. Dlaczego April nie może mi tego 'czegoś' powiedzieć tak w prost? Na to wszystko przecież musi być ta cholerna odpowiedź, której teraz nie mogę znaleźć.



~*~


Nie wiem jak to skomentować. Miało wyjść dłużej i inaczej.. Zaczynam wątpić w moją wenę jak i 'umiejętności' pisarskie. Czujecie ten sarkazm?
Ech, wracając do sedna to czekam na wszelkie komentarze. Liczę na szczerą opinie.
Pozdrawiam i całuję ♥ Sylwia *.*

10 października 2012

O1.Rozdział

" To, że znasz moje imię,
nie znaczy, że wiesz kim jestem. "

          - Zayn, idę do Alice. - usłyszałem donośny głos Elizabeth, który wyrwał mnie z rozmyślań. Przysłuchiwałem się ciszy, która zapadła w domu kiedy kobieta go opuściła. Ociężale podniosłem się z fotela i ruszyłem do mojego gabinetu, było to jedyne miejsce w domu, które należało tylko i wyłącznie do mnie. Starannie zamknąłem za sobą drzwi i podążyłem w kierunku drewnianego biurka, siadając na wygodnym fotelu otworzyłem jedną z szuflad i wyjąłem z niej nieduże, metalowe pudełko. Opuszkami palców delikatnie pogładziłem napis wyryty na szarym przedmiocie. April.
Lekko uchyliłem przykrywkę, doskonale wiedziałem co tam znajdę, jednak otwierając pudełko czułem w swoim ciele falę gorąca przeszywającą mnie od stóp aż do samej głowy. W oczy rzuciło mi się zdjęcie dziewczyny z ciemnymi włosami i pięknymi, brązowymi oczami. Na jej twarzy widniał najwspanialszy uśmiech jaki kiedykolwiek widziałem, lekko zadarty nosek podkreślał delikatne rysy twarzy brunetki. Westchnąłem głośno, nie mogłem uwierzyć w to, że po tylu latach zwykła fotografia nadal wywołuje u mnie tyle emocji. Zdjęcie odłożyłem na biurko i ponownie spojrzałem na zawartość małej skrzynki, poczułem słone łzy spływające po mojej twarzy kiedy sięgnąłem po złoty wisior z niewielką przywieszką w kształcie serca. Dokładnie obejrzałem naszyjnik po czym przyłożyłem go do swojej klatki piersiowej, przez chwilę siedziałem w osłupieniu natarczywie ściskając małe serduszko. Westchnąłem po raz kolejny i wycierając mokre policzki odłożyłem wisior. Przejrzałem zawartość pudełka, starannie oglądałem każdą fotografię jakbym widział ją pierwszy raz, a przecież tak nie było, połowę z nich sam robiłem, bądź robiła je właśnie April. Nie mogłem uwierzyć, że jej nie ma przy mnie, rozum nakazał zapomnieć ale jednak serce nie przyjmuje do wiadomości takiej alternatywy 
Dokładnie pamiętam ten dzień, w którym ją poznałem, była idealna, w każdym calu. Lekko rozwiane włosy, obojętność, która malowała się na jej twarzy, wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to tylko maska, przez którą próbowała ukryć prawdę.

Wściekły wyszedłem z budynku kierując się prosto do domu, było późno, ulice opustoszały więc mogłoby się wydawać, że jestem sam. W myślach przeklinałem swoją głupotę i naiwność, dzięki, której Perrie tak łatwo owinęła mnie wokół  palca, by następnie bez żadnych skrupułów złamać moje serce. Z kieszeni kurtki wyciągnąłem paczkę papierosów i odpalając jednego z nich zaciągnąłem się. Nawet nie zauważyłem dziewczyny idącej z naprzeciwka i tym samym wpadłem na nią. Brunetka upadła na ziemię i przez chwilę siedziała na chodniku wpatrując się w swoje buty, nie trwało to długo bo po kilkunastu sekundach wstała i zmierzyła mnie wzrokiem. Wpatrywaliśmy się w siebie w ciszy, jednak po krótkiej chwili dziewczyna bez słowa wyminęła mnie i ruszyła przed siebie. Oszołomiony jej zachowaniem odwróciłem się i przyglądałem sylwetce oddalającej się, wyrzuciłem peta przydeptując go delikatnie butem. Podążyłem za nią, w sumie nawet nie wiem dlaczego to zrobiłem, nagły impuls. Po chwili udało mi się ją dogonić, brunetka nawet na mnie nie spojrzała, jej oczy utkwione były gdzieś w oddali.
- Nic Ci nie jest? - zapytałem przyglądając się jej uważnie.
- Nie. - odpowiedziała cicho. 
Po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz słysząc barwę jej głosu, organizm domagał się więcej, już wtedy czułem, że chcę z nią spędzać swój czas.
- Jak się nazywasz? - ponownie zwróciłem się w jej kierunku.
- Dlaczego za mną idziesz? - ku mojemu zdziwieniu on nie odpowiedziała na moje pytanie tylko zadała swoje.
- Bo czuje się rozdarty. - odpowiedziałem starając się zapanować nad drżeniem mojego głosu, myśląc później nad znaczeniem moich słów, aż skarciłem się w duchu, obawiałem się, że uzna mnie za durnia. Brunetka zwróciła swój wzrok w moją stronę, przeszywała mnie spojrzeniem próbując rozszyfrować.
- Ja też jestem rozdarta. - szepnęłam odwracając wzrok.
- Dlaczego? - zmarszczyłem brwi wlepiając wzrok w chodnik.
- Dlaczego palisz papierosy? - zapytała wprawiając mnie w zakłopotanie.
- Bo kiedyś byłem głupi biorąc to świństwo do ust. - odpowiedziałem po krótkim namyśle.
- Teraz też jesteś głupi. - rzuciła pewniej - Gdybyś nie był już dawno skończyłbyś z nałogiem. - dodała.
- To nie jest takie proste. - skomentowałem oddychając ciężko.
- Ależ jest, Zayn. Gdyby Ci zależało przestałbyś palić - spojrzała na mnie i właśnie wtedy ujrzałem w jej oczach ból, który niemalże rozrywał ją od środka.
- Znasz mnie? - odparłem lekko skołowany

- Cały świat Cię zna. - westchnęła wkładając ręce do kieszeni.
- Wiesz, chodzi o to, że najczęściej ludzie, którzy mnie znają, mam tu na myśli fanów, oni czegoś zawsze ode mnie chcą. Sądziłem, że może nie interesuje Cię moja muzyka.

- Bo nie interesuje. - wzruszyła ramionami kopiąc kamyk.
Zmarszczyłem brwi i starałem się przejrzeć tą dziewczynę ale słabo mi to wychodziło. Nabrałem powietrza do płuc po czym ze świstem je wypuściłem. Spacerowaliśmy chwilę w zupełnej ciszy co wcale mi nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, ta cisza była kojąca.
- Wracaj już. - dziewczyna powiedziała nagle zatrzymując się. Przystanąłem obok spoglądając na nią niepewnie.
- Odprowadzę Cię. - zaoferowałem uśmiechając się lekko.

- Trafię sama. - odparła przeczesując palcami długie włosy.
- A jaką mam pewność, że jeszcze się spotkamy? - zapytałem unosząc jedną brew do góry.

- Pewność? - powtórzyła zdziwiona - Jak jeden do miliona. - odparła oschle.
- Dasz mi swój numer? - zapytałem pełen nadziei, że się zgodzi lecz widząc wyraz jej twarzy, znałem już odpowiedź.
- Żegnaj Zayn. - uśmiechnęła się lekko i ruszyła przed siebie. Chciałem za nią iść lecz coś mi nie pozwalało. Miałem wrażenie, że podeszwy moich butów przyklejone są do chodnika, nie mogłem się ruszyć. Obserwowałem jej oddalającą się sylwetkę, napawałem wzrok jej płynnymi ruchami, dziewczyna jednak przerwała moją rozkosz, ponieważ zatrzymała się i odwróciła w moją stronę, widząc, że wciąż ją obserwuje uniosła kąciki swoich ust lekko do góry.
- April. - powiedziała po czym obróciła się i po chwili zniknęła za zakrętem. 
' April ' , powtórzyłem jej imię w myślach uśmiechając się w duchu.  Tym razem bez żadnych przeszkód obrałem kierunek i ruszyłem wprost do mojego domu.

Podniosłem się z fotela i podszedłem do okna, Londyńska pogoda dobijała mnie, kochałem to miasto ale mogłoby być cieplej.  Usłyszałem piskliwy głos dochodzący z salonu, mozolnym tempem ruszyłem do pomieszczenia zastając tam swoją córkę.
- Cześć tato. - Suzanne obdarzyła mnie uśmiechem po czym lekko przytuliła. - Nie ma mamy? - zapytała rozglądając się po pomieszczeniu.
- Poszła do cioci Alice. Powinna niedługo wrócić. - wzruszyłem bezradnie ramionami.
- Szlak by to, przecież umawiałyśmy się, że zabiorę ją do fryzjera. - powiedziała zdenerwowana dziewczyna.
- Po prostu zadzwoń. - skomentowałem patrząc na Suzanne.
- Nie odbiera.- westchnęła głośno, kiedy po pomieszczeniu rozległ się głośny dźwięk dzwoniącego telefonu, dziewczyna szybkimi ruchami wyjęła urządzenie z torebki - To ona. - rzuciła z uśmiechem, po czym odebrała połączenie wychodząc z pokoju.
Wyszedłem na taras, poczułem na mojej twarzy zimny i zarazem orzeźwiający powiew wiatru.

Szedłem przez las tuż za April, jej włosy rozwiewał wiatr, który tego popołudnia był silny. Wyglądała pięknie mimo różowych rumieńców spowodowanych zimnem jakie panowało na zewnątrz.
- To jest moje magiczne miejsce. - uśmiechnęła się podchodząc bliżej obskurnego budynku z obdrapaną farbą. Skrzywiłem się przyglądając dokładnie budowli przede mną. Na ścianach dało się dostrzec różne napisy niekoniecznie obraźliwe choć  i takie się zdarzały.

- Jesteś pewna, że to tu? - zapytałem z nadzieją, że jednak się pomyliła.
- Zayn, za kogo Ty mnie masz. Oczywiście, że to tu. - westchnęła ciągnąc mnie za rękaw kurtki do środka.
Kiedy już się tam znajdowaliśmy poczułem nieprzyjemny zapach, którego niestety nie umiałem zidentyfikować. Przez duże okna wpadało światło pozwalając dostatecznie ujrzeć wnętrze budynku.
- Przecież to jakaś ruina zamalowywana przez wandali. - skomentowałem marszcząc lekko brwi.

- Ty we wszystkim widzisz minusy. - prychnęła patrząc na mnie spod byka.
- No zobacz na przykład tu. - podszedłem do jednej ze ścian - Co kogo obchodzi, że 'Vicki to suka'? - zacytowałem jeden z napisów.
- No tu się zgodzę, nikogo to nie obchodzi, ale patrz na takie rzeczy. - uśmiechnęła się wskazując ręką na bazgroły przed nami. Po chwili obydwoje staliśmy w miejscu wskazanym przez dziewczynę.
- 'Gdyby nie było cierpienia, człowiek nie znałby swych granic, nie znałby siebie.' - brunetka zacytowała uśmiechając się lekko. - Czasami ludzie poprzez takie właśnie napisy wyrażają swoją duszę. Zastanów się, Zayn, nie wszyscy umiemy mówić o swoich problemach, więc musimy szukać innych środków dzięki, którym moglibyśmy odetchnąć i zrzucić z siebie ten ciężar.
Spojrzałem na nią unosząc kąciki swoich ust w uśmiechu. 

- Dlaczego jesteś taka wspaniała? - zapytałem, April lekko się zaczerwieniła i odchrząknęła nerwowo jak to miała w zwyczaju robić.
- W jakim sensie? - uniosła jedną brew.

- Pokazujesz mi, że wszystko może być inne... lepsze. Uczysz mnie patrzenia na świat spod zupełnie innej perspektywy i pozwalasz na dostrzeżenie piękna nawet w najgorszej dziurze. - westchnąłem ciężko - Jestem cholernym szczęściarzem, że spotkałem Ciebie na swojej drodze. - obdarzyłem dziewczynę najpiękniejszym uśmiechem na jaki było mnie stać. Ona bez żadnego zawahania podeszła do mnie i przytuliła się, zdziwiony jej gestem delikatnie oplotłem ręce wokół jej talii pozwalając pogłębić uścisk. Czułem się tak bardzo szczęśliwy, wiedziałem, że ta dziewczyna jest wyjątkowa i, że bez niej moje życie było szare, to ona wniosła do niego kolory. 

Zakryłem twarz dłońmi, po moich policzkach kolejny raz tego dnia zaczęły spływać gorzkie łzy, byłem taki bezsilny, już nic nie mogłem zrobić, wszystko straciłem. Przez ostatnie lata trzymałem się dobrze i nigdy wspomnienia nie działały na mnie aż tak emocjonalnie. Ale może reaguje tak dlatego, że to dokładnie dziś mija rocznica naszego pierwszego spotkania? To właśnie tego dnia, czterdzieści jeden lat wcześniej, potrąciłem dziewczynę z pięknymi oczami i długimi, brązowymi włosami. Minęło tyle lat, a ja nadal pamiętam jej zapach, pamiętam każdy szczegół naszych spotkań, pamiętam nasz pierwszy pocałunek, mam wrażenie, że czuje jej wargi na swoich, a przecież to niemożliwe, minęło tak dużo czasu.
Czuje się rozdarty ... 
Otarłem słone łzy starając się jakoś uspokoić, błagałem aby Elizabeth nie ujrzała mnie w takim stanie, wypytywałaby, a ja nie byłbym na siłach jej odpowiedzieć. Ona nie zna mojej historii i nie chcę aby kiedykolwiek się dowiedziała, czuje się z tym żałośnie. Jedyne osoby, które wiedząc co tak na prawdę łączyło mnie z April to Harry, Liam, Louis, Niall i Dominica. Nikt poza nimi nie wie jak zakończyła się nasza... miłość? W sumie mogę tak powiedzieć, bo kochałem ją, wiedziałem to wtedy i wiem to teraz, kochałem April całym sobą... Nadal ją kocham, to się nigdy nie zmieni, bo to ona jest moim sercem...



~*~


Zaczynam pracę na tym blogu. :) Mam nadzieję, że to opowiadanie spodoba się Wam jak poprzednie. <3 Tym razem chcę napisać coś bardziej poważnego, chcę włożyć wszystkie swoje uczucia w to opowiadanie. Chcę coś melancholijnego bo właśnie to oddaje obecnie mój nastrój. Mam nadzieję, że pokochacie historię April i Zayna równie mocno jak ja.
Domyślacie się co mogło stać się w związku tej dwójki? Jak myślicie, dlaczego nie są razem? 
Czekam na wasze odpowiedzi :* 

7 października 2012

Prolog

" Skutkiem prawdziwego szczęścia nie jest uśmiech na ustach,
lecz radość duszy. "

          Błędy. Ludzie od wieków popełniają te same błędy wmawiając sobie, że człowiek na błędach się uczy. Ale tak na prawdę, z własnej woli lubimy pchać się ponownie w to samo bagno zwane potocznie błędem. I gdzie tu jest miejsce na naukę?
Idąc mokrym chodnikiem mijałem osoby na pozór szczęśliwe ... Właśnie, na pozór.
Widzisz człowieka uśmiechniętego i teraz zadaj sobie jedno, proste pytanie - Czy potrafisz stwierdzić, że ta osoba jest tak bezwarunkowo szczęśliwa? Czasami uśmiech zakrywa nasze prawdziwe uczucia.
Całe moje życie było idealne - grono przyjaciół, kariera, sława, pieniądze.
Rozwydrzony gówniarz, któremu się poszczęściło - właśnie tak byłem postrzegany przez innych, ale nie obchodziło mnie to bo byłem szczęśliwy.
Nigdy nie myślałem o przyszłości, czerpałem z życia to co najlepsze, nigdy nie zaprzątałem myśli tym, że komuś innemu może być źle. Nawet przez sekundę nie pomyślałbym, że jedna, jedyna osoba może wywrócić moje życie o 360 stopni.
Pomyślicie sobie teraz, prosty schemat - sławny chłopak, piękna dziewczyna, zakochują się w sobie, żyją jak w bajce, lata mijają oni budują szczęśliwą rodzinę z dziećmi bawiącymi się w ogrodzie, ich życie jest idealne i tak dalej. Jednak wszystko potoczyło się zupełnie inaczej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać, na moje nieszczęście niestety.

Jestem Zayn. Zayn Malik, znudzony szcześćdziesięcioletni starzec, który swoje przeżył i swoje wie. Bagaż moich doświadczeń jest długi, ale o tym kiedy indziej.

Witajcie w moim świecie kochani.